Mark i Tobias przez kolejne kilka dni dochodzili do siebie.
Obaj byli bardzo osłabieni po ostatnich wyczynach i powrót do przeszłości
zakończyłby się niechybną śmiercią ich obu.
Postanowili już, że się rozdzielą i będą szukali obu
dziewczyn i wrócą niezależnie od siebie. Mieli się spotkać w mieszkaniu w
Chicago i w razie konieczności ucieczki zostawić kartkę na stole.
- Męczy mnie to czekanie. – powiedział Tobias.
- A myślisz, że mnie nie? – zapytał Mark – Ale martwi się im
nie przydamy…
- Wiem… – westchnął.
Wstał i zaczął się włóczyć bez celu po mieszkaniu.
Przypominał sobie jak Eve namówiła go, żeby jednak nie odbierał sobie życia.
Bez względu na to, co się teraz działo, i bez względu na to, co się miało stać
potem, był szczęśliwy, że jej posłuchał. Zresztą, jak mógł jej nie posłuchać?
Już wtedy jeden jej dotyk sprawiał, że cały stawał w płomieniach. Już wtedy ją
kochał. To było aż nadto oczywiste. Tak miało być i koniec. On i ona, od zawsze
byli sobie pisani. Nie wierzył, że mogło być inaczej, nie przy tej
intensywności odczuć… Już wtedy chciał jej to powiedzieć, ale Kris odzyskał
wtedy kontrolę i zaciągnął go z powrotem do dziewczyn grożąc, że zrobi jej
krzywdę. Zorientował się, że coś ich łączy i za wszelką cenę chciał to
zniszczyć. Przypomniał sobie, jak próbował wykorzystać Eve w parku. Był
przekonany, że jest sam, ale Tobias wyczuł jego intencje i poszedł za nim. W
ostatniej chwili udało mu się stworzyć iluzję, która zadowoliła Krisa i ułatwić
Eve ucieczkę. Już wtedy wiedział, że inwestuje w swoją przyszłość. Eve złamała
jego klątwę. Jej dotyk nie powodował powrotu koszmarnych wspomnień. Tylko przy
niej czuł się swobodnie i tylko przy niej mógł być sobą. Teraz bardzo dotkliwie
odczuwał jej brak. Westchnął i spojrzał na Marka.
- Idziemy? – zapytał.
- Pewnie! – odparł Mark, zrywając się na nogi. – Nie
wytrzymam tu ani minuty dłużej.
Skinęli na siebie głowami.
- Trzy, dwa, jeden. – odliczał Tobias.
Błysnęło srebrzyste i bladoniebieskie światło i obaj zaczęli
wirować.
Znaleźli się na tej samej ulicy, na której już kiedyś Mark
wylądował razem z Eve. Tobias ruszył w górę ulicy, podczas kiedy Mark poszedł w
dół. Rozdzielenie się zwiększało szanse na znalezienie obydwu dziewczyn.
Mark szedł powoli, nie spiesząc się. Rozkoszował się
podnieconymi szeptami kobiet, które mijał. Zawsze wzbudzał zainteresowanie. Nic
w tym dziwnego. Był przystojny, ładnie zbudowany. Dobrze o tym wiedział. Jego
pewność siebie słabła dopiero kiedy jakaś kobieta mu się naprawdę podobała.
Wtedy z niewiadomych przyczyn chował się pod miotłę i wolał nie wychodzić. Bał
się odrzucenia. To był jeden z jego najgłębszych lęków. Bał się, że kobieta nie
odwzajemni jego uczucia. Zamyślił się i wpadł na kogoś. Podniósł wzrok i cofnął
się o krok wbijając wzrok we własne buty.
- Ty jesteś mną? – zapytał dawny Mark przyglądając mu się
bacznie.
- Tak – odpowiedział
uparcie patrząc w dół.
- Skąd się tu
wziąłeś?
- Z przyszłości, a jak myślisz? – odparował zirytowany jego
głupim pytaniem.
- Hmmm…. Wyglądasz…
- zaczął i próbował złapać go za podbródek, ale Mark się cofnął.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknął.
- Dlaczego? – zapytało jego dawne ja.
- Bo każde dotknięcie i spojrzenie w oczy może być dla mnie
śmiertelne. Jestem anachronizmem… – mówił jednym tchem - Nie powinno mnie tu być. To niezgodne z
prawami tego świata.
- To dlaczego tu jesteś? – zapytał
- Bo szukam kogoś. – chciał podnieść wzrok ale w ostatniej
chwili się opamiętał, czując na sobie natarczywe spojrzenie dawnego Marka.
- Kogo?
- Twojej dziewczyny…. – odparł nieco zirytowany tym, że
zamiast szukać Kristen rozmawia z dawnym sobą.
Dawny Mark uśmiechnął się nieco i założył ręce na piersi.
- A twojej nie?
- Tak… - odparł niecierpliwie- Mojej też.
- Jak ona wygląda? – zapytał zaciekawiony.
- Drobna, ładna, ciemne włosy, zielone oczy… - powiedział
Mark rozglądając się gorączkowo. Czuł, że nadchodzi trzęsienie czasu. Wiedział,
że powinien uciekać.
- Naprawdę? – zapytał stary Mark – Bo niedawno się z taką
widziałem.
- Co?! – krzyknął ledwo powstrzymując odruch podniesienia na
niego wzroku.
- Tak jak opisałeś.
Ciemne włosy….
- I co z nią zrobiłeś? Gdzie ona jest? – przerwał mu Mark
- Odesłałem ją do waszych czasów, do Chicago, tak jak
prosiła. – odparł wzruszając ramionami.
Mark wypuścił powietrze z płuc. Przynajmniej jedna z nich
była bezpieczna. Poczuł pierwsze wstrząsy.
- Muszę iść – powiedział – Co by się nie działo, nie trać
nadziei. Będziesz szczęśliwy! – Krzyknął
Błysk srebrzystego jak poświata księżyca światła rozświetlił
ulicę.
Mark zaczął wirować.
………
Tobias szedł powoli, noga za nogą, nie przejmując się
spojrzeniami i gorączkowymi szeptami przechodniów. Wiedział, ze nie pasuje do tego miejsca.
Wyróżniał się nie tylko wzrostem ale też wyglądem. Widoczny tatuaż i dredy nie
pomagały mu. Ubranie też nie. Nie przebrał się mimo, że Mark go do tego
namawiał. Nie chciał się zmieniać. Nie teraz, kiedy miał pewność, że jego życie
może być pełne. Nie, kiedy miał w końcu pewność, że może być szczęśliwy. O ile
uda mu się odnaleźć Eve…
Naciągnął czapkę na oczy i zatopił się w rozmyślaniach.
Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się tuż koło klubu, w którym poznał Eve jako
anachronizm. Spojrzał na niego nazwę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że
poznali się w „Przeznaczeniu”. Uśmiechnął się na tę myśl, zastanawiając się,
czy Eve też to zauważyła. Zapisał gdzieś głęboko w pamięci, że musi jej o tym
powiedzieć. Westchnął. Musiał jej powiedzieć o tak wielu sprawach… Ale przede
wszystkim o tym, jak bardzo mu jej brakuje teraz i jak bardzo czuje się
samotny, kiedy jej nie ma, kiedy nie może jej dotykać, kiedy nie może jej
obejmować i przytulać…. Zatrzymał się.
- „Od kiedy ze mnie
taki ckliwy koleś?” – zapytał sam siebie, ale nie potrzebował odpowiedzi na
to pytanie. Wiedział, ze to Eve go zmieniła i nie miał absolutnie nic przeciwko
temu. Uśmiechnął się do siebie.
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Odwrócił się. Dawny
Tobias i Kris szli w jego stronę. Wiedział, ze nie może spojrzeć w oczy swojemu
dawnemu wcieleniu. Puścił się biegiem na oślep. Słyszał, że Kris biegnie za
nim. Wiedział, że nie powinien z nim rozmawiać, ale nie mógł się powstrzymać.
Stanął i odwrócił się i poczekał na niego.
- Myślisz, że pastwienie się nad słabszymi jest takie
zabawne? – zapytał.
- Kim jesteś? – Kris patrzył na niego podejrzliwie.
- Jedną z twoich ofiar, tylko wiele lat później. – syknął.
Kris zmrużył oczy.
- Ciężko dostrzec podobieństwo, ale po tym, że uciekałeś
wnioskuję, że jesteś anachronizmem Tobiasa.
– powiedział przekrzywiając głowę
- Poczekaj, zaraz go zawołam – skinął na chłopaka w szarym garniturze,
który stał paręset metrów od nich.
Tobias spiął się. Wiedział, że nie może dopuścić do kontaktu
z dawnym sobą.
- Nie mylisz się. –
odparł patrząc Krisowi w oczy.
- Zakochałeś się. – powiedział nagle Kris patrząc na niego
badawczo – W tej dziewczynie która tu była?
Tobias skinął głową.
- W tej, którą chciałeś zgwałcić, tak... – powiedział wciąż
obserwując swoje dawne ja, które zbliżało się do nich powoli zmniejszając dystans.
- I mi się udało! – wyszczerzył się Kris.
Tobias uznał, że lepiej nie wyprowadzać go z błędu. Wiedział,
że to, co pamięta Kris to iluzja i to mu wystarczyło.
Dawny Tobias był już o krok od nich, więc odwrócił się, żeby
odejść.
- Twoja następna ofiara cię zabije, Kris. – rzucił przez ramię – Naciesz się czasem,
jaki ci pozostał.
Puścił się biegiem przed siebie skręcając raz w lewo a raz w
prawo. Biegł na oślep. Podejrzewał, że Kris go nie goni, ale musiał mieć
pewność. W pewnej chwili zauważył coś w bocznej uliczce. Zielone oczy, ciemne
włosy, półprzezroczysta skóra. Zatrzymał się i poszedł za zjawą. Zaczęła
uciekać. Poczuł wstępne wstrząsy czasu. Był tak blisko, że nie mógł się teraz
poddać.
- Eve? – krzyknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!