Me

Me

środa, 6 lutego 2013

Lustro 19 - Inwersja

Mark zaniósł Eve do celi i położył na ziemi. Po chwili przyszedł Jeremy z kocami w ręku.
- Podnieś ją jeszcze na chwilę. – poprosił.
Mark wziął Eve delikatnie na ręce, a Jeremy rozłożył na posłaniu jeden z koców, żeby odizolować ciało Eve od zimnej kamiennej podłogi. Potem delikatnie we dwóch ułożyli ją i otulili dokładnie, żeby nie traciła ciepła.
- Przytul ją. – powiedział Jeremy – Szybciej dojdzie do siebie w cieple.
- Dlaczego to robisz? – Mark spojrzał w smutną twarz Jeremy’ego.
- Bo to bardzo odważna dziewczyna. – westchnął – Tak jak moja Caroline.
- Marcus ją ma? – Mark zadał to pytanie tylko dla formalności. Widział, że w Jeremym jest zbyt dużo dobra, żeby z własnej woli pracował dla Marcusa.
Jeremy skinął lekko głową, odwrócił się i wyszedł.
Mark przez chwilę patrzył na drzwi. Nie mógł potępić Jeremy’ego. Nie umiał. Rozumiał go doskonale. Sam też zrobiłby dokładnie wszystko, gdyby Eve coś zagrażało. Jeśli byłaby taka konieczność, zaprzedałby duszę diabłu. Westchnął i pomyślał, że Jeremy już to zrobił. W ilu zbrodniach pomógł? Jak dużo jego sumienie mogło znieść, by ocalić ukochaną? Jak długi miał być jego wyrok?
Podszedł do drzwi. Nie wiedział, czy Jeremy jest po drugiej stronie, ale postanowił zaryzykować.
- „Zrobię co w mojej mocy, żeby pomóc ci odzyskać Caroline.” – powiedział do niego w myślach.
Odpowiedziało mu milczenie. Miał odejść od drzwi, gdy usłyszał słaby głos.
- „Dziękuję, ale wątpię czy jest cokolwiek, co możesz zrobić.” – odpowiedział Jeremy – „Idź, zajmij się Eveline.
Mark podszedł do Eve i wsunął się pod koce koło niej. Objął ją czule i ułożył jej głowę w zagłębieniu swojego ramienia tak, jak kiedyś lubiła spać. Pocierał jej ciało energicznie, żeby ją rozgrzać. Od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać i delikatnie muskał ustami jej czoło, policzek, ucho, szyję, ramię, wewnętrzną stronę nadgarstka. Chciał obsypać ją pocałunkami, ale wiedział, że nie może. Wiedział, że nie powinien. Musiał poczekać aż Eve znowu go pokocha. Tym razem naprawdę. Nie wolno mu było wykorzystywać sytuacji, tego, że Eve była nieprzytomna. Musiał czekać. Zasnął.
……….
Eve nie wiedziała co się dzieje. Ostatnie, co pamiętała, to jak krzyczała na Jeremy’ego, żeby się nie poddawał i żeby pomógł jej scalić lustro. Nie była pewna czy jej się udało. Nie wiedziała czy żyje, czy też tak wygląda śmierć dla Zwierciadła. Otaczała ją pustka. Próbowała się ruszyć, ale nie mogła zlokalizować własnego ciała. Ogarnęło ją przerażenie. Czy to był koniec? Nie udało jej się? Jak mogło się jej nie udać? Była tak blisko. Wpadała w histerię. Poczuła znajomy dotyk. Tępo, jakby ktoś dotykał ją przez szybę.
- „Nie umarłam.” – pomyślała i spróbowała otworzyć oczy. Zobaczyła cienie. Wszystko było rozmazane. Udało jej się rozróżnić jakąś twarz. Wiedziała, że ją zna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Wzrok jej się wyostrzał. Patrzyła, jak znajome usta rozciągają się ukazując równiutkie białe zęby. Coś mówiły, ale nic nie słyszała. Próbowała się uśmiechnąć, wyciągnąć rękę, ale jedyną częścią ciała, nad którą odzyskała władze były oczy. Mrugnęła. Poczuła dotknięcie na policzku. Ktoś gładził ją po twarzy. Przypomniała sobie jego imię. Mark. Wciąż przy niej. Zawsze przy niej. Sięgnęła pamięcią wstecz. Od dłuższego czasu nie odstępował jej na krok. Kochał ją.
- Eve. – usłyszała w końcu – Jak się czujesz?
Interesujące pytanie. Jak miała na nie odpowiedzieć, jeśli nie miała władzy nad swoimi mięśniami. Czekała aż wróci jej sprawność. Postanowiła, że odpowie później.
Usta Marka zbliżały się do niej. Z jakiegoś powodu jej się to nie podobało, ale nie mogła go powstrzymać. Musnął jej czoło, potem delikatnie jak skrzydłem motyla dotknął jej powiek. Nie chciała tego. Była na niego zła. To uczucie wzbierało w niej jak niepowstrzymana fala podczas gwałtownego przypływu. Wściekłość, ale dlaczego? Czemu towarzyszyły jej tak negatywne emocje? Jak mogła nienawidzić kogoś, kto ją kochał. Nawiedziło ją wspomnienie. Oszukał ją. Zebrała całą siłę woli, żeby mu odpowiedzieć.
- Czuję się wystarczająco dobrze, żeby widzieć, że wykorzystujesz moją słabość. Nie życzę sobie tego. – wychrypiała. Jej głos brzmiał obco.
Mark spuścił wzrok. Miała rację. Chciał coś powiedzieć, ale Eve zaczęła się szamotać. Złapał ją pod ramiona i pomógł jej usiąść.
- Szybko dochodzisz do siebie. – powiedział – Znacznie szybciej niż ja.
- Jak długo byłam nieprzytomna?
- Dwa dni.
- Dwa dni… - powtórzyła cicho, a po chwili zerwała się na równe nogi i krzyknęła – Koniunkcja wszystkich planet! To dziś!
Osunęła się na ziemię. Wciąż była słaba. Mark pomógł jej usiąść.
- Udało mi się? – spojrzała na niego pytająco.
- Tak – uśmiechnął się i pokiwał głową. -  Byłaś niesamowita.
- Czy Marcusowi udało się odwrócić portal? – to pytanie było ważniejsze.
Mark uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi, ale nie zdążył nic powiedzieć. Usłyszeli chrzęst zamka, a po chwili drzwi otworzyły się z łoskotem. Stał w nich Jeremy.
- Musimy iść. Marcus chce nas wszystkich widzieć na górze.
- Ona jest za słaba. – zaprotestował Mark.
- Kazał mi ją przyprowadzić nawet jeśli jest nieprzytomna, więc obawiam się, że nie przejdzie zostawienie jej tu.  – wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nie jego wina.
Mark wziął Eve na ręce, bo nie była jeszcze w stanie chodzić. Weszli do salonu. Na środku stał ogromny stół, który jeszcze jakiś czas temu był upchnięty gdzieś pod ścianą. Na nim spoczywało niedawno scalone przez Eve lustro. Po lewej jeszcze jedna srebrzysta tafla w białej ramie. Jeremy wciąż tęsknie spoglądał w jej stronę. Eve chciała zapytać dlaczego, ale wiedziała, że to nie jest odpowiedni moment.
- Postaw ją. – warknął Marcus.
Mark postawił Eve na ziemi. Oparła się o niego, a on podtrzymywał ją w talii. Wciąż nie była w stanie stać o własnych siłach.  
- Musicie mi jeszcze raz pomóc. – Marcus spojrzał na Eve i Jeremy’ego – Musicie objąć lustro iluzją, żeby pozwoliło mi na inwersję portalu.
- Ona jest za słaba. – zaprotestował Mark, przyciągając Eve mocniej do siebie. – Nie da rady.
- Musi.
- Nie zrobi tego! Wykończysz ją. Będzie wracała do zdrowia latami. Nie możesz. – Mark zacisnął pięści z bezsilnego gniewu.
- Ja nie mogę? – zagrzmiał Marcus. – Ja czegoś nie mogę?
- Dość! – krzyknęła Eve prawie osuwając się na ziemię. Mark złapał ją mocniej. Jeremy podtrzymał ją z drugiej strony.
- Nie zrobię tego. – powiedziała stanowczo. – Możesz mnie zabić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!