Mark zaniósł Eve do
celi i położył na ziemi. Po chwili przyszedł Jeremy z kocami w ręku.
- Podnieś ją jeszcze
na chwilę. – poprosił.
Mark wziął Eve
delikatnie na ręce, a Jeremy rozłożył na posłaniu jeden z koców, żeby
odizolować ciało Eve od zimnej kamiennej podłogi. Potem delikatnie we dwóch
ułożyli ją i otulili dokładnie, żeby nie traciła ciepła.
- Przytul ją. –
powiedział Jeremy – Szybciej dojdzie do siebie w cieple.
- Dlaczego to robisz?
– Mark spojrzał w smutną twarz Jeremy’ego.
- Bo to bardzo odważna
dziewczyna. – westchnął – Tak jak moja Caroline.
- Marcus ją ma? – Mark
zadał to pytanie tylko dla formalności. Widział, że w Jeremym jest zbyt dużo
dobra, żeby z własnej woli pracował dla Marcusa.
Jeremy skinął lekko
głową, odwrócił się i wyszedł.
Mark przez chwilę
patrzył na drzwi. Nie mógł potępić Jeremy’ego. Nie umiał. Rozumiał go
doskonale. Sam też zrobiłby dokładnie wszystko, gdyby Eve coś zagrażało. Jeśli
byłaby taka konieczność, zaprzedałby duszę diabłu. Westchnął i pomyślał, że
Jeremy już to zrobił. W ilu zbrodniach pomógł? Jak dużo jego sumienie mogło
znieść, by ocalić ukochaną? Jak długi miał być jego wyrok?
Podszedł do drzwi. Nie
wiedział, czy Jeremy jest po drugiej stronie, ale postanowił zaryzykować.
- „Zrobię co w mojej mocy, żeby pomóc ci
odzyskać Caroline.” – powiedział do niego w myślach.
Odpowiedziało mu
milczenie. Miał odejść od drzwi, gdy usłyszał słaby głos.
- „Dziękuję, ale wątpię czy jest cokolwiek, co
możesz zrobić.” – odpowiedział Jeremy – „Idź, zajmij się Eveline.”
Mark podszedł do Eve i
wsunął się pod koce koło niej. Objął ją czule i ułożył jej głowę w zagłębieniu
swojego ramienia tak, jak kiedyś lubiła spać. Pocierał jej ciało energicznie,
żeby ją rozgrzać. Od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać i delikatnie
muskał ustami jej czoło, policzek, ucho, szyję, ramię, wewnętrzną stronę
nadgarstka. Chciał obsypać ją pocałunkami, ale wiedział, że nie może. Wiedział,
że nie powinien. Musiał poczekać aż Eve znowu go pokocha. Tym razem naprawdę. Nie
wolno mu było wykorzystywać sytuacji, tego, że Eve była nieprzytomna. Musiał
czekać. Zasnął.
……….
Eve nie wiedziała co
się dzieje. Ostatnie, co pamiętała, to jak krzyczała na Jeremy’ego, żeby się
nie poddawał i żeby pomógł jej scalić lustro. Nie była pewna czy jej się udało.
Nie wiedziała czy żyje, czy też tak wygląda śmierć dla Zwierciadła. Otaczała ją
pustka. Próbowała się ruszyć, ale nie mogła zlokalizować własnego ciała.
Ogarnęło ją przerażenie. Czy to był koniec? Nie udało jej się? Jak mogło się
jej nie udać? Była tak blisko. Wpadała w histerię. Poczuła znajomy dotyk. Tępo,
jakby ktoś dotykał ją przez szybę.
- „Nie umarłam.” – pomyślała i spróbowała
otworzyć oczy. Zobaczyła cienie. Wszystko było rozmazane. Udało jej się
rozróżnić jakąś twarz. Wiedziała, że ją zna, ale nie mogła sobie przypomnieć
skąd. Wzrok jej się wyostrzał. Patrzyła, jak znajome usta rozciągają się ukazując
równiutkie białe zęby. Coś mówiły, ale nic nie słyszała. Próbowała się
uśmiechnąć, wyciągnąć rękę, ale jedyną częścią ciała, nad którą odzyskała
władze były oczy. Mrugnęła. Poczuła dotknięcie na policzku. Ktoś gładził ją po twarzy.
Przypomniała sobie jego imię. Mark. Wciąż przy niej. Zawsze przy niej. Sięgnęła
pamięcią wstecz. Od dłuższego czasu nie odstępował jej na krok. Kochał ją.
- Eve. – usłyszała w
końcu – Jak się czujesz?
Interesujące pytanie.
Jak miała na nie odpowiedzieć, jeśli nie miała władzy nad swoimi mięśniami.
Czekała aż wróci jej sprawność. Postanowiła, że odpowie później.
Usta Marka zbliżały
się do niej. Z jakiegoś powodu jej się to nie podobało, ale nie mogła go
powstrzymać. Musnął jej czoło, potem delikatnie jak skrzydłem motyla dotknął
jej powiek. Nie chciała tego. Była na niego zła. To uczucie wzbierało w niej
jak niepowstrzymana fala podczas gwałtownego przypływu. Wściekłość, ale
dlaczego? Czemu towarzyszyły jej tak negatywne emocje? Jak mogła nienawidzić
kogoś, kto ją kochał. Nawiedziło ją wspomnienie. Oszukał ją. Zebrała całą siłę
woli, żeby mu odpowiedzieć.
- Czuję się
wystarczająco dobrze, żeby widzieć, że wykorzystujesz moją słabość. Nie życzę
sobie tego. – wychrypiała. Jej głos brzmiał obco.
Mark spuścił wzrok.
Miała rację. Chciał coś powiedzieć, ale Eve zaczęła się szamotać. Złapał ją pod
ramiona i pomógł jej usiąść.
- Szybko dochodzisz do
siebie. – powiedział – Znacznie szybciej niż ja.
- Jak długo byłam
nieprzytomna?
- Dwa dni.
- Dwa dni… -
powtórzyła cicho, a po chwili zerwała się na równe nogi i krzyknęła –
Koniunkcja wszystkich planet! To dziś!
Osunęła się na ziemię.
Wciąż była słaba. Mark pomógł jej usiąść.
- Udało mi się? –
spojrzała na niego pytająco.
- Tak – uśmiechnął się
i pokiwał głową. - Byłaś niesamowita.
- Czy Marcusowi udało
się odwrócić portal? – to pytanie było ważniejsze.
Mark uśmiechnął się
szerzej w odpowiedzi, ale nie zdążył nic powiedzieć. Usłyszeli chrzęst zamka, a
po chwili drzwi otworzyły się z łoskotem. Stał w nich Jeremy.
- Musimy iść. Marcus
chce nas wszystkich widzieć na górze.
- Ona jest za słaba. –
zaprotestował Mark.
- Kazał mi ją
przyprowadzić nawet jeśli jest nieprzytomna, więc obawiam się, że nie przejdzie
zostawienie jej tu. – wzruszył
ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nie jego wina.
Mark wziął Eve na
ręce, bo nie była jeszcze w stanie chodzić. Weszli do salonu. Na środku stał
ogromny stół, który jeszcze jakiś czas temu był upchnięty gdzieś pod ścianą. Na
nim spoczywało niedawno scalone przez Eve lustro. Po lewej jeszcze jedna
srebrzysta tafla w białej ramie. Jeremy wciąż tęsknie spoglądał w jej stronę.
Eve chciała zapytać dlaczego, ale wiedziała, że to nie jest odpowiedni moment.
- Postaw ją. – warknął
Marcus.
Mark postawił Eve na
ziemi. Oparła się o niego, a on podtrzymywał ją w talii. Wciąż nie była w
stanie stać o własnych siłach.
- Musicie mi jeszcze
raz pomóc. – Marcus spojrzał na Eve i Jeremy’ego – Musicie objąć lustro iluzją,
żeby pozwoliło mi na inwersję portalu.
- Ona jest za słaba. –
zaprotestował Mark, przyciągając Eve mocniej do siebie. – Nie da rady.
- Musi.
- Nie zrobi tego!
Wykończysz ją. Będzie wracała do zdrowia latami. Nie możesz. – Mark zacisnął
pięści z bezsilnego gniewu.
- Ja nie mogę? –
zagrzmiał Marcus. – Ja czegoś nie mogę?
- Dość! – krzyknęła
Eve prawie osuwając się na ziemię. Mark złapał ją mocniej. Jeremy podtrzymał ją
z drugiej strony.
- Nie zrobię tego. –
powiedziała stanowczo. – Możesz mnie zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!