Marcus co raz mocniej ściskał Marka za gardło, jakby liczył
na to, że w ten sposób będzie mógł go zabić własnoręcznie.
Nad horyzontem pojawiła się na ułamek sekundy żółta łuna.
Jeremy wpatrywał się w Marcusa, próbując iluzją wpoić mu, że
właśnie dusi Kristen. Puścił Marka. Ten otrzepał się i cofnął kilka kroków.
Złapał Kristen za rękę i przyciągnął mocno do siebie. Pocałował ją przelotnie i
postawił za swoimi plecami, jakby chciał ją chronić.
- Mark – wyszeptał Jeremy – pomóż.
Błysnęło srebrzyste światło. Mark zatrzymał czas dla Marcusa
dając Jeremy’emu możliwość odpoczęcia. Czerwone chmury kłębiły się nad jego
głową i powoli zaczynały go dosięgać. Wiedział, że dużo dłużej nie wytrzyma.
Poczuł na sobie czyjąś rękę. Nagły przypływ energii dodał mu sił i sprawił, że
chmury odsunęły się od niego. Spojrzał na swoje ramię, a potem przeniósł wzrok
na właściciela ręki. Darren uśmiechnął się do niego i wzruszył ramionami.
- Ponoć niezły ze mnie wzmacniacz – powiedział.
Mark zaśmiał się, ale po chwili jego twarz spoważniała.
Czerwone chmury znów się przebijały.
- Jeremy? – zapytał cicho.
- Nie mogę. Nie zregenerowałem się jeszcze – odparł.
- Tobias! – krzyknął Mark – Jesteś tu potrzebny.
Po chwili u jego boku pojawili się Tobias i Eve.
- „Dotarło?” –
zapytał Darren w myślach.
Tobias uśmiechnął się szeroko i skinął głową.
- „Nareszcie. Odporny
jesteś na wiedzę jak nikt inny” – skwitował Darren i głośno dodał – Mógłbyś
się przydać – powiedział wskazując głową Marcusa i czerwone chmury nad głową
Marka. – Jeremy nam się wypstrykał. Mark słabnie. Zostałeś ty i Eve.
- I ja – powiedziała Kristen.
- Tak, ty też. – odparł Darren - Nie wiem co zrobimy jak i
wy osłabniecie…
Tobias zignorował pesymistyczną uwagę Darrena i skinął na
Marka. Po chwili purpurowa łuna zaświeciła w pokoju. Tobias próbował iluzji.
Mark opadł na kolana. Był słaby. Kristen uklęknęła przy nim i przez chwilę Próbowała go namówić, żeby się cofnął, żeby
nie stał w pierwszym rzędzie, ale nie dał się przekonać. Podniosła się i spojrzała
na Tobiasa. Był blady.
- Eve! – krzyknęła – Musimy mu pomóc.
Eve złapała Darrena za rękę i położyła ją na ramieniu
Tobiasa. Złapała go za drugą rękę.
Purpurowa a chwilę po niej zielona łuna rozświetliły pokój.
Tobias odetchnął głęboko. Pomoc była mu potrzebna, ale nie chciał o nią prosić.
Skinął z wdzięcznością do Kristen. Czerwone chmury wciąż nerwowo kłębiły się
pod sufitem starając się do nich zbliżyć, ale iluzja była zbyt silna. Kristen
podeszła bliżej do Marcusa.
- Co robisz? – zapytała Eve
- Chcę go w końcu zabić – powiedziała – Przez niego mało co
nie zabiłam kiedyś Marka. Gdyby nie ty, nie byłoby go z nami.
Eve przypomniała sobie iluzję Kristen w Central Parku.
Pamiętała, że zawróciła wtedy Marka z drogi w zaświaty. Skinęła głową na
Kristen.
Zielona łuna pojawiła się ponownie. Tym razem mocniejsza.
Kristen powoli szła w kierunku Marcusa, a Eve i Tobias tworzyli iluzję, w
której Marcus widział jak Kristen zbliża się do niego, żeby go pocałować. Byli
zadowoleni ze swojego pomysłu. Tobias podszedł do Eve i złapał ją za rękę. Poczuła
dodatkowy przypływ energii. Przysunęła się do niego i oparła głowę na jego
ramieniu. Objął ją w pasie i przyciągnął mocniej do siebie wciąż nie
spuszczając Marcusa z oka i skupiając cię na iluzji. Nagle Kristen upadła na
podłogę.
Mark poderwał się i podbiegł do niej po drodze trącając
Tobiasa i Eve. To wytrąciło ich z równowagi. Na chwilę stracili koncentrację i
czerwone chmury otoczyły ich ciasno. Eve przylgnęła całym ciałem do Tobiasa.
Bała się. Nie chciała odchodzić. Nie chciała umierać. Nie chciała też żyć bez
niego. Wiedziała, że ma przed sobą całe życie i nie byłą gotowa go kończyć.
- Ryan! – krzyknęła na całe gardło – Teraz!
Czerwone chmury odsunęły się nieco od nich. Duchy zaczęły
szeptać między sobą. Kątem oka Eve zauważyła, że Adam się porusza.
Alice patrzyła na wszystko z dystansu. Jako teleporter nie
mogła pomóc w tworzeniu iluzji, więc postanowiła nie przeszkadzać. Teraz, kiedy
zauważyła, że dzieje się coś dziwnego zbliżyła się do wszystkich. Zauważyła, że
Adam szamocze się z wielkim, półprzezroczystym przedmiotem. Rozpoznała w nim
lustro Damena. Nie wiedziała tylko dlaczego jest półprzezroczyste.
Adam podniósł lustro i potrząsnął nim. Stało się zupełnie
widoczne i materialne. Powoli ruszył korytarzem w kierunku dawnej sali ćwiczeń.
Alice ruszyła za nim, ale Jeremy ją zatrzymał.
- Musi iść sam – powiedział.
Alice spojrzała na niego zdziwiona i próbowała mu się wyrwać, ale Jeremy nie
puszczał. Złapał leżący na podłodze dziennik Damena i postukał palcem w jedną
ze stron.
- Czytaj. – powiedział cicho.
Alice przez chwilę przypatrywała się tekstowi, ale nie mogła
zrozumieć jego sensu.
- Tu jest napisane, że lustro może zniszczyć konstruktor i
zdrajca. – powiedziała. – Ale dlaczego Adam?
Jeremy uśmiechnął się lekko.
- Wiem, że on konstruował lustro z Damenem, ale kto jest
zdrajcą? – zapytała
- Adam. – odparł Jeremy.
- Co?
- Kiedy Damen próbował wrzucić cię na drugą stronę lustra,
Adam go zwymyślał i odszedł mówiąc, że nigdy więcej nie wróci i mu nie pomoże.
Lustra nie lubią, kiedy ktoś je porzuca podczas tworzenia. Taki ktoś staje się
dla nich zdrajcą i najczęściej jedyny przedmiot który może je zniszczyć należy
właśnie do tego zdrajcy.
Alice spojrzała w stronę Adama, ale nic nie widziała w
ciemnym korytarzu. Nie wiedziała co tam się dzieje. Chciała tam iść.
- Nie możesz mu przeszkadzać. Musi to zrobić sam –
powiedział Jeremy.
- Dlaczego?
- Takie są zasady – powiedział.
Alice niechętnie odwróciła się, żeby spojrzeć co się dzieje
z jej przyjaciółmi. Eve i Tobias wciąż walczyli z czerwonymi chmurami, które
raz zbliżały się do nich, a raz oddalały.
- Co się dzieje, Eve? – zapytała
- Ryan… – wysapała – …walczy z Marcusem o utrzymanie
kontroli nad ciemnymi mocami. Musimy się mieć na baczności.
Marcus stał przed nimi z napiętą twarzą i uniesionymi do
góry rękami, które co jakiś czas wyrzucało przodu. Wtedy siły ciemności atakowały
ich i musieli stawiać tarczę iluzji. Co chwilę pojawiały się więc purpurowe
łuny. Darren wciąż stał za nimi i trzymał ręce na ich ramionach. Alice
widziała, że cała trójka słabnie. Byli bladzi i ledwo trzymali się na nogach.
Rozejrzała się. Mark i Kristen byli w drugim końcu pokoju. Wiedziała, że nie
zdąży się teleportować z nimi wszystkimi i zamknąć portalu zanim ciemne moce
ich dopadną. Wiedziała też, że Darren nie będzie miał siły, żeby zabrać stąd
Tobiasa i Eve. Spojrzała na Jeremy’ego. Wstał i podszedł do niej.
- Musimy mieć plan ucieczki – powiedziała.
Jeremy skinął głową.
- Dasz radę wziąć dwójkę? – zapytała. – Ja mogę zabrać tych
troje – skinęła głową w kierunku Darrena, Eve i Tobiasa. – Ty zająłbyś się
Markiem i Kristen.
- A co z Adamem? – zapytał.
Alice zesztywniała. Jak mogła zapomnieć o Adamie?
- Nie pomyślałam o nim. – powiedziała – Ale on sam jest
teleporterem… - próbowała się pocieszać w myślach. Wiedziała, że nie mają szans
go uratować i wiedziała, że Adam jest na tyle słaby w teleportacji, że
prawdopodobnie nie będzie w stanie przerzucić nawet samego siebie w sytuacji
stresowej. Westchnęła. Był ofiarą, którą musieli złożyć, żeby przeżyć.
- Skoro tak mówisz… - powiedział Jeremy i udał się w stronę Marka
i Kristen.
- Nie! – krzyknął Marcus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!