Tobias wznowił czas dla wszystkich. Zamieszanie, które
zatrzymał na chwilę wróciło z podwójną siłą. Co chwila pojawiały się kolorowe
rozbłyski światła i łuny. Znów ciężkie przedmioty latały w powietrzu.
Zwierciadła przekrzykiwały się nawzajem.
Wiedział, że szybko musi wszystkich uspokoić. Załapał
Alexandra za ramię i teleportował się tak, że stali na murze, powyżej
wszystkich. W ręku trzymał megafon.
- Kristen odeszła – powiedział – Poszła do Marcusa wstawić
się za nami wszystkimi.
Zamieszanie nieco ustało. Wszystkie oczy zwróciły się na
niego.
- Nie powinniście jej zmuszać – powiedziała smutno jedna z
kobiet, które stały najbliżej.
Alexander przejął megafon.
- Nie zmuszaliśmy jej. - wzruszył ramionami – Ona kocha
jednego z porwanych. Nie chciała czekać z założonymi rekami.
Pomruk aprobaty przetoczył się przez tłum.
- Co dalej? – zapytał ktoś.
- Nasz plan się nie zmienił. Dalej chcemy zniszczyć lustro.–
odparł Tobias. – Dowiem się na jakim jesteśmy etapie. Muszę porozmawiać z
Jeremym czy już mamy jakiś pomysł jak zniszczyć lustro.
Oddał megafon Alexandrowi.
- Myślę, że na razie powinniśmy wrócić do swoich pokoi i
poczekać aż Tobias się czegoś dowie. Uważam, że nie powinniśmy się kłócić.
Zwierciadła powoli rozeszły się z placu. Tobias skinął na
Alexandra.
- Dzięki za pomoc – powiedział kładąc rękę na jego ramieniu.
- Nie ma za co – powiedział zeskakując z muru – wciąż
uważam, że cel mamy wspólny, choć nasze drogi do niego mogą się nieco różnić.
Odwrócił się i pomachał mu na dowidzenia, gdy wchodził do
zamku.
Tobias teleportował się stając koło Eve i Alice.
- Jeremy? – zapytała Eve.
Skinął głową, wziął ją za rękę i razem weszli do zamku.
Dopiero po chwili zauważyli, że Alice nie idzie z nimi. Zawrócili. Wyszli z
powrotem na dziedziniec. Alice klęczała z twarzą ukrytą w dłoniach i szlochała.
Eve podbiegła do niej i położyła jej rękę na ramieniu.
- Alice. – powiedziała cicho – Co się dzieje?
Nie odpowiedziała tylko podniosła głowę i objęła ją mocno
wtulając zapłakaną twarz w jej szyję. Eve przez chwilę nie wiedziała co ma
zrobić. Spojrzała na Tobiasa. Wykonał gest, jakby kogoś przytulał. Alice
potrzebowała pocieszenia, no tak. Eve objęła ją i delikatnie pogłaskała po
włosach. Alice wybuchłą donośnym płaczem.
- „Co się stało?”
– zapytała ją w myślach Eve. Uznała, że być może Alice nie chce, żeby Tobias
słyszał całą rozmowę.
- „Adam…” –
powiedziała cicho.
- „Nie żyje?” –
zapytała Eve – „Czujesz pustkę?”
Alice pokręciła głową.
- „Wręcz przeciwnie.
Czuję się wyjątkowo swobodnie, zupełnie jakby…” – urwała – „Jakbym mu nie oddała duszy”
Eve wróciła pamięcią do momentu, kiedy Mark oddawał jej
duszę. Pamiętała, że po tym też czuła się dziwnie swobodnie, jakby opadły
jakieś kajdany. Przypomniała sobie mrowienie w piersi, kiedy jej dusza wracała
do niej.
- „Czułaś tu coś?”
– zapytała przykładając rękę do piersi Alice.
Przytaknęła.
- „Takie delikatne szczypanie, coś w tym rodzaju” –
powiedziała –„ Ale tylko przez chwilę. Teraz czuję się zupełnie normalnie”
- „Alice, on ci oddał twoją duszę” – westchnęła Eve
- Nie żyje? – zapytała głośno odsuwając się i patrząc w
szmaragdowe oczy Eve.
- Żyje – odparła – Ale oddał ci duszę. Przekonał cię, że cię
nie kocha.
Alice wstała powoli i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- O ile nie jestem pewna czy ja kocham jego – powiedziała –
O tyle nikt nigdy mnie nie przekona, ze Adam nie kocha mnie. – westchnęła –
Dlaczego to zrobił?
- Nie wiem – odparła Eve.
Kiedy Alice zawiesiła na nim wzrok, Tobias wzruszył
ramionami.
Nie rozumiał decyzji Adama. Nie wiedział jak może oddać duszę
komuś, kogo kocha. Jak może w ten sposób karać samego siebie. Nagle coś go
tknęło. Sam powinien to zrobić. Już dwa razy. Powinien to zrobić, kiedy
umierał, żeby nie ciągnąć Eve ze sobą, żeby dać jej szansę na szczęście, na
życie bez niego. Czyżby Adam spodziewał się, ze umrze?
Podniósł wzrok na Alice. Wiedział, że jeśli Adam straci
życie, Alice im o tym powie. Wciąż miała cząstkę jego duszy. Wciąż mogła
wyczuwać co się z nim dzieje.
- W porządku? – zapytał.
Skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi do zamku.
- Chodźmy do tego Jeremy’ego. – powiedziała.
Weszli po schodach na górę i sprawdzili w pokoju Jeremy’ego,
ale nie zastali go tam. Tobias przez chwilę zastanawiał się gdzie jeszcze może
go znaleźć. Pomyślał o bibliotece. Skinął na dziewczyny i pobiegł w dół
kierując się w lewo. Przebiegł przez jeden z salonów, potem przez jadalnię, na
końcu minął pół tuzina regałów z książkami i w końcu dopadł stołu przy którym
siedział Jeremy. Dziewczyny dobiegły zdyszane tuż za nim.
- Jak tam? – zapytał Tobias – Masz coś?
Jeremy skinął na nich pokazując im krzesła. Usiedli.
- Mam. Już wiem. – powiedział – Wiem dokładnie co musimy
zrobić, żeby zniszczyć lustro.
…….
Marcus odwrócił się, gdy usłyszał hałas i powoli, nie
spiesząc się ruszył w stronę korytarza. Kristen próbowała go powstrzymać
ciągnąc go za rękę, ale szybko wyszarpnął się z jej uścisku i przyspieszył
kroku.
Kristen przez chwilę stała w miejscu wpatrując się w niego,
ale zaraz oprzytomniała. Wiedziała, że tylko ona może go powstrzymać przed
zrobieniem krzywdy Markowi. Musiała go ratować za wszelką cenę. Dopóki istniał choć cień szansy, że
kiedyś, może za kolejne sto lat znów będzie mogła go przytulić i pocałować.
Puściła się biegiem za Marcusem. Dogoniła go, gdy stawiał stopę na schodach.
- Nic z tego – powiedział nie patrząc na nią.
Przełknęła głośno ślinę. Doskonale wiedziała o czym on mówi,
ale nie chciała, żeby się na niej poznał.
- O czym ty mówisz? – zapytała niewinnie.
- Nie ocalisz go – powiedział – Już nie.
- Marcus – złapała go za ramię – błagam. Nie rób mu krzywdy…
Nie odpowiedział. Wyrwał się z jej uścisku i popędził na
górę. Znów przez chwilę zbierała myśli. Musiała go jakoś przekonać, że nie może
skrzywdzić Marka. Usłyszała kroki nad sobą. Potem jakiś trzask. Przeklinała się
w duchu, że tak długo czekała, że pozwoliła Marcusowi, żeby sam poszedł na
górę. Puściła się biegiem po schodach. Była prawie na samej górze, gdy
usłyszała przerażający krzyk. Zamarła.
- Marcus, nie! – krzyknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!