Me

Me

czwartek, 28 lutego 2013

Odbicie 41 - Dziennik Damena

Alice i Darren już na nich czekali.
- Pojechałeś okrężną drogą? – zapytała żartobliwie Alice.
- Musiałem się zatrzymać na tankowanie – odparł z tradycyjnym zawadiackim półuśmiechem na twarzy.
Mark parsknął śmiechem.
- Tak, dotankować pewności siebie. – powiedział – Jakoś z czapką na głowie miałeś jej więcej… Może teraz po prostu z ciebie wyparowuje?
Darren próbował stłumić chichot, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Alice wiła się na podłodze śmiejąc się do rozpuku. Tobias spojrzał z nadzieją na Eve, ale nawet ona krztusiła się ze śmiechu.
- Baaaaardzo zabawne – powiedział ironicznie, udając, że się obraża.
Eve podeszła do niego i szepnęła mu coś na ucho. Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie w płatek ucha.
- Dobra – Alice klasnęła w dłonie. – Musimy się wziąć za robotę. Widzicie tu gdzieś ślady Jeremy’ego?
Rozejrzeli się po okolicy, ale wyglądała, jakby nikogo tu nie było już od dawna.
- Czyli jedziemy do jego domu? – zapytała Alice.
Tobias skinął głową i ponownie otworzył portal przestrzeni podając rękę Markowi. Eve wciąż stała uczepiona jego podkoszulka.
Wyszli z portalu w domu Jeremy’ego. Rozejrzeli się po przestronnym, wysokim na dwa piętra salonie.
Alice wyjrzała za okno. Krajobraz sugerował, że są gdzieś w Alpach. Przepiękne, ośnieżone szczyty za oknem zapierały dech w piersiach.
 Eve rozglądała się po wnętrzu. Dom utrzymany był w stylu małych chatek alpejskich. Wszędzie widać było drewniane belki nośne i sufitowe. Bielone ściany doskonale kontrastowały z barwionym na ciemno dębowym parkietem. Podobał jej się ten dom. Czuła w nim miłość i oddanie. Uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że Jeremy musi gdzieś tu być. Czuła to.
Kątem oka zauważyła uciekającą za róg delikatną postać. Odwróciła się w tamtą stronę.
- Caroline? – zawołała za nią.
- Kto to? – głos Jeremy’ego dochodził z tego korytarza, w który uciekała przed chwilą jego ukochana.
- To my – powiedział spokojnie Tobias. – Musimy wiedzieć gdzie jest dziennik.
- Nie mam go – powiedział Jeremy. – Odejdźcie.
- Jeremy, muszę wiedzieć gdzie on jest – powiedział Tobias. – Adam prosił nas, żebyśmy go zniszczyli. Mamy go spalić.
Jeremy wyszedł z cienia.
- Nie mam go – powtórzył.
- Ale nie znaleźliśmy go w domu Evana. – powiedział Mark. – Więc musiałeś go zabrać.
- Bo go tam nie ma – zgodził się Jeremy. – Ukryłem go w zamku, bo uznałem, że to bezpieczniejsze miejsce. Bałem się, że Marcus może się jakoś odrodzić, więc postanowiłem go jak najszybciej stamtąd zabrać. Nie chciałem, żeby znów trafił w jego ręce.
Tobias przez chwilę przyglądał mu się podejrzliwie.
- Dlaczego Caroline uciekała?  - zapytał.
- Mówiłem ci – odparł – Boję się Marcusa. Nie chcę znów stracić Caroline.
Eve podeszła do niego powoli. Doskonale rozumiała jego ból. Wiedziała czym jest utrata ukochanej osoby. Dwa razy straciła Tobiasa i nie chciała, żeby ktokolwiek musiał przechodzić przez to, co ona. Położyła rękę na ramieniu Jeremy’ego. Jego oddech powoli się uspokajał.
- Jeremy – powiedziała – To bardzo ważne. Powiedz nam gdzie jest dziennik.
Spojrzała mu w oczy i nie musiała o nic więcej pytać. Zobaczyła to w jego wspomnieniach.
- Nie ukryłeś go zbyt finezyjnie – powiedziała uśmiechając się lekko.
- Spieszyłem się – odparł. – Zrozum…
Caroline podeszła do niego i wtuliła się w jego bok. Jeremy objął ją i pocałował mocno.
- Nie mogę jej ponownie stracić. – powiedział – Nie przeżyłbym tego. Kocham ją.
- A ja kocham ciebie – odezwała się delikatnym głosem Caroline całując go w policzek – Zrozumcie, chcemy mieć wreszcie spokój. Tyle czasu poświęciliśmy na to wszystko. Nie możemy wciąż zapominać o sobie.
Eve uśmiechnęła się do nich i pociągnęła Tobiasa za rękaw.
- Dajmy im wreszcie spokój. – poprosiła – Nie masz pojęcia jak bardzo Jeremy cierpiał pod wpływem Marcusa. Dajmy mu odpocząć. Wiem gdzie jest dziennik.
Tobias patrzył na nią przez chwilę podejrzliwie. Nie rozumiał skąd wie o miejscu ukrycia czarnej księgi.
- Czytam w myślach w trochę bardziej wyrafinowany sposób niż ty – powiedziała.
Mark zaśmiał się. Doskonale pamiętał jak Eve zaglądała do umysłów innych.
- Jej wystarczy spojrzenie w oczy i zna całą twoją przeszłość – powiedział.
- Naprawdę? – zapytał z szelmowskim uśmiechem – Więc wiesz o mnie wszystko?
- Nie – spuściła wzrok – Na ciebie to oczywiście nie działa. – powiedziała z pretensją w głosie.
Tobias zaśmiał się.
- Wracamy – powiedział i zniknął w portalu przestrzeni zostawiając tym razem Marka i Kristen pod opieką Alice. Chciał być z Eve sam na sam.
- Czy jest coś co chciałabyś o mnie wiedzieć? – zapytał, kiedy tylko portal się za nimi zamknął.
- Wszystko… - powiedziała cicho.
Zaśmiał się miękko wtulając nos w jej szyję.
- A konkretniej?
- Ile masz lat? – zapytała.
- Zostałem uświadomiony w wieku osiemnastu lat – powiedział – Tak jak ty. Poza tym jestem kilkadziesiąt lat starszy od Marka.
Objęła go mocno i przyciągnęła do siebie. Nie spodziewała się, że jest aż tak młody. Podejrzewała, że uświadomiono go nieco później.
- Jeszcze coś? – zapytał.
- Nie… - odparła. – Doszłam do wniosku, że lubię tę odrobinę tajemniczości, która między nami jest. Lubię to, ze nie wszystko o sobie wiemy i że odkrywamy się powoli.
- Ja wiem o tobie absolutnie wszystko, co musze wiedzieć – powiedział cicho Tobias zbliżając usta do jej obojczyka. – Na przykład to, że lubisz, kiedy cię tu całuję. – wymruczał przykładając usta do jej tatuażu.
- Lubię, kiedy mnie całujesz gdziekolwiek. – wyszeptała.
- Gdziekolwiek? –spojrzał na nią z szerokim uśmiechem na twarzy – Tej części twojego ciała jeszcze nie znam. – powiedział i zaczął ja obsypywać pocałunkami.
Zaśmiała się głośno.
- Jesteś nieprzewidywalny  – powiedziała.
- To dobrze czy źle? – zapytał cicho.
- Dobrze. Nigdy mi się nie znudzisz.
Spojrzał na nią. Jej szmaragdowe oczy wpatrywały się w niego. Uśmiechnęła się lekko. Nie musiała nic mówić, żeby wiedział co chce mu przekazać. Przymknął oczy i skinął lekko głową, kiedy otaczała ich ciemność.
- Koniec przejażdżki – powiedział cicho. – Jesteśmy na miejscu.
Wyszli z portalu i prawie wpadli na całujących się Marka i Kristen.
- Gdzie? – zapytała Alice.
- Pokój Jeremy’ego – odparła Eve. – Duża szafa.
Alice teleportowała się do jego pokoju i kiedy inni przyszli trzymała już dziennik w reku.
- Spalmy go! – powiedziała rzucając go na łóżko – Natychmiast.
- Zwariowałaś? – zapytał Tobias. – Nie dam puścić zamku z dymem.
Złapał czarną księgę i teleportował się na błonia, gdzie wykorzystał zdolność telekinezy i szybko przeniósł kilka kamieni tworząc z nich krąg. Wrzucił pamiętnik do środka i poczekał na resztę.
Eve dobiegła do niego pierwsza i objęła go mocno w pasie przyciskając usta do jego pleców. Westchnął głęboko.
Kiedy dołączyli do nich pozostali, wyciągnął przed siebie rękę, na której zaczęły tańczyć płomienie. Strącił je do okręgu. Strzeliły iskry i pojawił się biały dym.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszelkie ich obawy właśnie płonęły razem z pamiętnikiem. Ich wrogowie zginęli. Nikt już nie zagrażał ich bezpieczeństwu.
Wspomnieli straconych przyjaciół, których pamięć miała nigdy nie zginąć w ich sercach. Czuli, że to właściwy moment.
- Za Kathy, której nieskończona cierpliwość i mądrość sprawiła, że jesteśmy tym, kim jesteśmy – powiedział Mark wrzucając do ognia garść ziemi. Płomienie strzeliły w górę.
- Za Evana, który dał nowe życie tylu zagubionym duszom, uświadamiając je. – powiedziała cicho Kristen wsypując kilka ziarenek piasku w ogień.
- Za Augustusa, najodważniejszego człowieka na świecie. – wyszeptał Tobias, a płonienie ponownie wystrzeliły w górę.
- Za Kliva, który był wiecznie zagubiony. – powiedziała Alice ocierając łzę z policzka
- Za Karen, która oddała życie, żeby ratować przyjaciół. – wychrypiał Darren.
- Za Ryana – wykrztusiła przez łzy Eve wrzucając do ogniska garść ziemi – Za mojego brata, którego poświęcenia nigdy nie zapomnę.
Darren spojrzał na Tobiasa i skinął na niego znacząco. Obaj pochylili się, żeby wziąć garść ziemi i razem rzucili ją w ognisko.
- Za Adama, którego miłość i poświęcenie uratowało nas wszystkich. – powiedzieli razem.
Alice opadła na kolana i zaniosła się szlochem. Darren kucnął przy niej i przytulił ją mocno.
Eve wpatrywała się w płomień i widziała w nim obietnicę spokoju. Objęła mocno Tobiasa. Czuła się szczęśliwa. Przepełniała ją tylko miłość i nadzieja na szczęśliwe jutro. Chłonęła ciszę i spokój całym ciałem. Wiedziała, że wszystko co było złe w jej życiu, właśnie się skończyło.
Ognisko przygasało, aż w końcu zostały tylko żarzące się zgliszcza. Nie było śladu po czarnej księdze. 
Eve usłyszała jak Mark nieudolnie stawiając zasłonę myśli, mówi coś do Kristen.

- Dziś jest pierwszy dzień naszej wspólnej wieczności. – wyszeptała, powtarzając jego słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!