Tym razem nie poczuła ciepła w okolicach serca, ale
wiedziała, że dusza Tobiasa musiała teraz należeć do niej. Przez chwilę
zastanawiała się dlaczego tym razem nic nie czuła, dlaczego niebyło ciepła.
Odpowiedź pojawiła się praktycznie sama, gotowa, w jej umyśle, jakby mądrość
wielu pokoleń Zwierciadeł nagle zmaterializowała się w jej świadomości tak, jak
to stało się w dniu, kiedy odkrywała swoje moce. Wszelkie wskazówki pojawiały
się nagle, kiedy tylko próbowała coś zrobić, kiedy zadawała sama sobie nieme
pytania, odpowiedzi pojawiały się same. Teraz było to samo. Kiedy tylko przez
chwilę pomyślała o tym jak różne były jej odczucia przy otrzymywaniu dusz Marka
i Tobiasa, usłyszała głos.
- „Spełnienie pragnień nie jest odczuwalne fizycznie,
czujemy to tylko w sercu. Jeśli dostajemy coś, czego w głębi duszy nie chcemy,
jest to jak obcy twór w naszym ciele.” – mówił jakiś głos z wnętrza jej samej.
Spojrzała w głąb siebie. Jej serce biło spokojniej, świat
był jakby jaśniejszy, od kiedy usłyszała od Tobiasa to, co jej powiedział. Nie
czuła zmiany w stanie posiadania, jakby jego dusza naturalnie wpasowała się w
jej organizm, podczas, kiedy obecność duszy Marka wciąż odczuwała. Analizowała
przez chwilę słowa, które pojawiły się w jej umyśle. Sugerowały ewidentnie, że
nie kochała Marka, sugerowały, że kocha Tobiasa. Nie wierzyła… a może wierzyła,
tylko nie pojmowała jak to wszystko mogło się stać tak szybko, tak bez
ostrzeżenia, tak nagle… Jak mogłaby się tak od razu zakochać… Nie przyjęła tego
do wiadomości. Zaprzeczała, mimo, że wszystko dookoła podpowiadało jej, że tak
jest, ona nie umiała tego zaakceptować.
Przeniosła wzrok na leżącego obok chłopaka. Nie miała
wątpliwości co do tego, że mówił szczerze. Poświęcił dla niej wszystko. Oddał
dwie rzeczy, które czyniły go wyjątkowym. Oddał swoje nadzwyczajne moce, żeby
ją chronić. Nie miała pojęcia jak kiedykolwiek będzie mogła mu się za to
odwdzięczyć. Spojrzała na niego. Leżał nieprzytomny na posłaniu. Stworzyła
iluzję nad nimi. Przywołała plażę na której ostatnio byli. Tę samą, na której
ją pocałował.
Oddychał nierówno. Wiedziała, że musi przyspieszyć jego
zdrowienie. Brakowało jej jego dowcipów, jego pewności siebie i jego troski.
Nigdy nie zostawiał nic w jej rękach, zawsze jej pomagał. Praktycznie robił
wszystko za nią. Kochał ją. Uśmiechnęła się. Nie była gotowa na deklaracje, ale
jej serce biło mocniej od kiedy to usłyszała. Ciągle nie była pewna swoich uczyć
wobec obu chłopaków. W tej chwili pragnęła tylko, żeby Tobias wrócił do siebie
i żeby znowu naciągnął na głowę tę okropną czapkę. To by znaczyło, że jest
sobą.
Spojrzała na niego i ogarnął ją niepokój. Co będzie, jeśli
on z tego nie wyjdzie? Co będzie, jeśli go straci? Wolała nie znać odpowiedzi
na te pytania, bo wszelkie wizje życia bez niego wydawały się puste,
bezsensowne i kompletnie nie do przyjęcia. Wiedziała, że jest jedna rzecz,
która przyspiesza regenerację sił Zwierciadeł. Wstała i wyszła spod iluzji. Po
niedługim czasie znalazła brata pogrążonego w jakiejś książce.
- Ryan, – powiedziała – Potrzebuję twojej pomocy.
- Jasne. – powiedział i poszedł z nią.
Zobaczył Tobiasa i zbladł.
- Co mu się stało?
- Mało co nie oddał za mnie życia. – powiedziała.
- Co ty takiego w sobie masz? – zażartował, ale jej poważna
mina przywołała go do porządku.
- Pomóż mi go rozebrać! – nakazała.
- Słucham? Chyba
żartujesz! - wzdrygnął się – Nie będę pomagał siostrze rozbierać jej chłopaka…
- Będziesz. – powiedziała z naciskiem – Zostawimy go w
bokserkach. Muszę go ogrzać ciepłem własnego ciała. Wtedy szybciej dojdzie do
siebie.
- Okej. – wzruszył ramionami i podniósł bezwładnego Tobiasa
umożliwiając jej zdjęcie z niego koszulki i spodni.
- Poradzisz sobie z butami? – zapytał.
Skinęła głową i zajęła się rozsznurowywaniem wysokich
glanów. Spojrzał na niego. Przez chwilę
nie mogła się powstrzymać i podziwiała
jego cudowne ciało delikatnie przesuwając dłońmi od kostek przez kolana aż na
biodra, gdzie znajdowały się pojedyncze aniele pióra. Zatrzymała się na nich na
chwilę. Czuła cudowną miękkość jego skóry. Pocałowała delikatnie każde pióro.
Przesuwała się w górę wciąż gładząc go opuszkami palców, najpierw po brzuchu,
potem po piersiach. Wszędzie gdzie go dotknęła zostawiała też ślad swoich ust.
Nie mogła się powstrzymać. Na koniec mocno pocałowała feniksa na jego szyi.
Przykryła go kocami.
Bała się, ale wiedziała, że musi to zrobić. Wstała i
rozebrała się zostając tylko w bieliźnie. Wślizgnęła się pod koce koło niego.
Położyła rękę na jego sercu, nogą oplotła go w pasie, a głowę oparła w
zagłębieniu jego ramienia. Zasnęła.
Budziła się co chwilę, kiedy nieprzytomnie powtarzał jej
imię. Rzucał się w niespokojnym śnie. Zazwyczaj jeden pocałunek wystarczał,
żeby się uspokoił. Muskała ustami jego szyję, jego oczy, jego policzki, jego
usta. Jej palce odbywały podróż po jego nagim ciele. Poznała je doskonale.
Zapamiętała wszystko dokładnie. Mogła opowiedzieć o każdym mięśniu i ścięgnie.
Palce paliły ją od dotyku. Pragnęła, żeby go odwzajemnił. Spalała się od środka
czarnym ogniem, nie otrzymując od niego żadnej odpowiedzi. Westchnęła i
delikatnie przyłożyła wargi do jego ust. Otworzył je, jakby zapraszał ją do pogłębienia
pocałunku. Zamarła. Budził się? Tak szybko?
…..
Tobias nie wiedział co się z nim dzieje. Oddał moce.
Powinien był umrzeć. Jeśli coś go trzymało przy życiu to tylko Eve. Tylko jej
miłość. Nawet jeśli tego nie wiedziała. Czuł jej ciepło. Nie mógł się ruszyć,
co go strasznie irytowało. Pragnął jej dotyku, a ona jakby słyszała jego prośbę
i cały czas przesuwała dłońmi po jego ciele i obsypywała go pocałunkami. Było
mu niespotykanie dobrze. Chciał odpowiedzieć na jej namiętność, przytulić ją i
pokazać jak mocno jej pragnie, jak bardzo jej teraz potrzebuje...
Kochał ją. Prawie oddał za nią życie. Powinien był zginąć,
ale coś go ocaliło. Jedyne, co miało taką moc, to miłość. Musiała go kochać.
Nawet jeśli się do tego nie przyznawała on wiedział to na pewno. Poczuł lekki
nacisk na usta. Rozchylił je, pozwalając jej pogłębić pocałunek. Objął ją i
przyciągnął mocniej do siebie miażdżąc przestrzeń między nimi. Przez chwilę była zagubiona, ale w końcu
pozwoliła się pocałować. Stopili siew jedno. Żadne z nich nie chciało przerwać.
Z trudem podniósł rękę i delikatnie przesunął kciukiem po wewnętrznej stronie
jej uda. Zadrżała przytulając się bliżej do niego. Zaśmiał się. Działał na nią
tak samo jak przed oddaniem mocy. Teraz mógł być pewien, że to nie ich zasługa.
Zebrał całą siłę, jaką miał w sobie i obrócił ją na plecy tak, że znalazła się
pod nim. Przycisnął swoje biodra do jej bioder. Nie protestowała. Przesunął
palcem po jej żebrach, od talii do pachy. Zadrżała pod wpływem jego dotyku i
cicho jęknęła. Uśmiechnął się lekko. Ujął jej twarz w dłonie i zmusił ją, żeby
na niego spojrzała.
Nie rozumiał co nim sterowało. Kiedyś przysiągł sobie
samemu, że już nigdy nie da się zniewolić, ze nigdy nie będzie od nikogo
zależny, ale kiedy pytała go o motywy, te dwa słowa były jedynymi, właściwymi,
tylko one mówiły dokładnie to, co chciał jej powiedzieć. Wiedział ,ze złamał
dane sobie słowo. Wiedział, że okłamał sam siebie i o dziwo, nie był z tego
powodu zły. Czuł się lepiej niż przypuszczał. Lżej.
Przełknął ślinę i utkwił granatowe oczy w jej,
szmaragdowych.
- Mówiłem serio. – powiedział. – Zrobiłbym wszystko, żeby
znaleźć się w tej sytuacji. Kocham cię. – ogarnęło ją ciepło. Jego usta
wędrowały wzdłuż jej obojczyka. – Pragnę cię. Całej. Teraz. – wyszeptał cedząc
po jednym słowie, gdy dotarł do jej szyi. Ogarnęło ją gorąco. Też go pragnęła.
Objęła go rękoma za szyję i przyciągnęła bliżej.
-Kocham cię. – wyszeptał tuż przed muśnięciem jej ust.
Najpierw dotknął jednego kącika, potem drugiego. Otworzyła oczy. Uśmiechał się
szelmowsko. Robił to specjalnie. Tym razem nie miała zamiaru się poddać.
Podniosła się odrobinę do góry i połączyła ich usta. Nie spodziewał się po niej
takiej determinacji i odwagi, ale nie protestował. Całował ją namiętnie.
Najlepiej jak potrafił. Każda chwila blisko niej była warta każdego
poświęcenia. Jego ręce wędrowały po jej ciele. Dotarł do zapięcia stanika.
Rozpiął go. Nie protestowała. Ufała mu bardziej niż myślał. Delikatnie musnął
ustami każdą z jej piersi.
Nagle naparła na niego i przewróciła go na plecy. Usiadła na
nim okrakiem. Spojrzał na nią pytająco. Odgarnęła włosy do tyłu i zaczęła
delikatnie przesuwać palce po jego piersi i brzuchu. Od obojczyka aż po krawędź
bokserek, którą za każdym razem przesuwała niżej.
Robiło mu się gorąco. Jej ręce drżały. Bała się. Była
zdenerwowana. Czuł to, czuł jej niepewność, jej skrępowanie. Zrozumiał, że nie
może do niczego dopuścić, dopóki oboje nie przysięgną sobie miłości. Złapał ją
za rękę i przyciągnął do ust, całując wewnętrzną stronę nadgarstka.
- Eve. – powiedział cicho. – Zaczekaj. Poczekaj, aż będziesz
pewna co czujesz do mnie i co czujesz do niego.
Skinęła głową i opadła na jego piersi. Objął ją całując ją
delikatnie w czoło.
- Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek wbrew sobie. Nawet jeśli
jest to moje największe marzenie.
Przytuliła się do niego.
-Dziękuję ci. – wyszeptała – Za to, że poszedłeś dzisiaj za
mną.
- Mówiłem ci, że poszedłbym za tobą do piekła. – odparł
przewracając ją na plecy i całując delikatnie w obojczyk.
- Tam właśnie dzisiaj byliśmy. –odparła pragnąc rozpaczliwie
dotyku jego ust.
Pochylił się nad nią. Dredy opadły na jej ramię. Przejechał
palcem po skórze tuż nad jej majtkami.
- Nie torturuj mnie…
- wymruczała błagalnie, pocierając palcami jego plecy.
Uśmiechnął się i pochylił się i pocałował ją tak, że nie
wiedziała gdzie się znajduje, zapomniała o całym świecie. Pragnęła tylko jego.
Więcej i głębiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobało ci się? A może nie? Powiedz mi o tym!